sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 1

Gliwice

Nareszcie. doczekałam się, liceum się skończyło, czas zacząć nowe życie i to w dosłownym znaczeniu tego słowa! Katowice- mam nadzieję, że tam będzie łatwiej, że ludzie okażą się bardziej życzliwi niż dotychczas! Jeeeezu to za pare godzin, pare godzin dzieli mnie od nowego życia  i oczywiście nie mogę się doczekać aż zamieszkam z moimi przyjaciólkami, które mnie zostawiły w Gliwicach. Mama wybudza mnie z moich myśli:
- Maaaarysia?
- co ? co się znowu stało- pytam zdenerwowana, bo dzisiaj " Marysia" słyszałam zbyt często.
- wszystko masz? niczego nie zapomniałaś?
-nie martw się mamo, chyba mam, a nawet jeśli zapomniałam to jaki problem podskoczyć w weekend?
- nie, no żaden, dla mnie to możesz nawet co tydzień po coś przyjeżdżać, byle tylko bym Cię widziała córeczko- mama była nad zwyczaj miła. w sumie nie dziwie się jako pierwsza opuszczam " rodzinne" gniazdko.
- Boże, tak bardzo się o Ciebie martwię- mówi mama prawie z płaczem, bez namysłu ją przytulam i szepczę:
- Mamuś, nic mi się tam nie stanie, nie będe tam sama, przecież mam tam Ankę i Klarę . Obiecuję dzwonić jak najczęściej- po tych słowach daję jej buziaka w policzek.
Zbliża się 16.00- bardzo wyczekiwana przeze mnie godzina- godzina wyjazdu! Chciałam dotrzeć do Katowic jeszcze za jasna. Gdy pakowałam swoje torby z ciuchami do Audi mama stała z Julą i Kacprem w drzwiach, mama oczywiście nie mogła się powstrzymać od płaczu. Gdy już wszystko zapakowałam przyszedł czas na pożegnanie. Przytuliłam ich jeszcze raz najmocniej jak tylko umiałam i odjechałam.
Droga z Gliwic do Katowic była spokojna, bez żadnych niespodzianek. Podczas jazdy już dostałam z 5 telefonów od mamy i 3 od Anki i Klary, które nie mogły się doczekać kiedy przyjadę, ja również nie mogłam się doczekać. Kiedy podjechałam pod podany adres, czyli na ul Spokojna 81.. tak, tak to mój nowy ADRES- to mój nowy dom! z zewnątrz wyglądał normalnie, taki domek jednorodzinny na przedmieściach. nacisnęłam na klakson i nawet minuta nie minęła a za drzwi wyskoczyły 2 piękne dziewczyny- jedna blondynka, druga trochę rudawa. od razu rzuciły mi się na szyję piszcząc z radości.
-Maaaaaaaaaaania! jak dobrze, że już jesteś! Jak droga? wszystko dobrze? jak sie czujesz? - zaczęły mnie zasypywać pytaniami
- odpowiem jak tylko mnie wypuścicie, jezu nie moge oddychać- zaczęłam mówić przez śmiech.
- oj Mania, jak dobrze, ze jesteś.- chodź rozpakujemy Cię- woła Klara
-ok, tylko najpierw pomóżcie mi wgramolić te wszystkie podkreślam wszystkie torby.
gdy Klara i Anka złapały po jednej, ciężkiej walizce  udały się do domu. ja stałam jeszcze przy samochodzie szukajac w torebce telefonu, by zadzwonić do mamy, ze dojechałam w jednym kawałku, gdy już wyciągałam telefon na moje nieszczęście torebka wyleciał mi z rak i nie zdążyłam jej złapać i cała zawartość się wysypała. Tak, cała, jestem kobietą, wiec troche w niej było. zaczynając od długopisu, podpasek, błyszczyków, a kończac na latarce i kluczu, nawet nie wiem od czego ten klucz jest...nagle zauważyłam, że jakiś mężczyzna podbiega do mnie z psem
- cześć.- powiedział nieznajomy
-yy,cześć- odpowiedziałam rumieniąc się, ponieważ był zabójczo przystojny, a że jestem nieśmiała, burak normalna rzecz.
- dużo tego- powiedział zbierając wszystkie rzeczy z jezdni.
-nie trzeba, sama sobie poradzę, dzięki. i gdy się schyliłam, by podnieść zawartość mojej torby nasze ręce się stykneły i poczułam coś dziwnego, nagle zrobiło mi się ciepło, w brzuchu zaczęło mi się robić coraz to dziwnej i oczywiście burak na twarzy.. modliłam się tylko by tego nie zauważył.
- aż tak na ciebie działam?- spytał cwaniacko- jak to mężczyzna świadomy swego uroku..
-yyy,, nie? po ..po.. prostu jest mi jakoś dziwnie, ze zbierasz moje skarby z ziemi? - wydukałam.zaczął się śmiać
- chociaż tyle mogę zrobić na początek naszej znajomości! szczerze mówiąc licze na mała kawe za to, ze Ci pomagam- uśmiechnął się pokazując swoje wszystkie piękne, bialutkie ząbki.. o mamooooo.. Jaki piękny uśmiech!! Piękny, cudowny, amazning! uśmiechnęłam się do niego również szeroko
- no nie wiem, nie umawiam się z nieznajomymi nawet na kawe
- y, gdzie moje maniery. jestem Alan, Alan Wierzbicki - znów się uśmiechnął. - mieszkam tam dwa domy dalej.  mieszkasz tutaj? jakoś nigdy Cię tu nie widziałem?
- to prawda nie widzialeś, dopiero dzisiaj się wprowadzam- uśmiechnęłam się lekko. Mania Adamczak, miło mi- podaje mu rękę
-oo, to od dzisiaj mam przepiękną nową sąsiadkę- znów cwaniacko uśmiecha się.. czy on ze mną flirtuje? hmm. z jednej str mi to pochlebia, a z drugiej nie mam czasu na randki, musze wziaść sie za naukę..
- to jak? jak z tą kawą?
- a zobaczymy, jeszcze musisz zapracować na nią- przymrużyłam oczy, a on się tylko uśmiechnął..
- Maaaaaaaania! gdzie Ty jesteś? - nagle usłyszałam głos Anki
- a wiec nie przeszkadzam- powiedział Alan z niechęcią. - pamiętaj. kawa. ja i ty-konieczna! tak łatwo mi się nie wymigasz.- powiedział to znowu z tym swoim pięknym uśmiechem. Boże, nieziemski ma ten uśmiech! czy to możliwe, ze można się zakochać od pierwszego wejrzenia? nie, Mania, nie można..- moja podświadomość mnie upomina. taka miłość nie istnieje idiotko.!
-no chyba nie mam wyjścia. może sobota?
- jak dla mnie idealnie, 17.00? wpadne po Ciebie i wyskoczymy do miasta- powiedział szybko, jakby bał się, ze odmówię. ja tylko powiedziałam "głupie " nie ma sprawy i posłałam mu najpiękniejszy uśmiech jaki tylko udało mi się z siebie wyciągnąć - mam nadzieję, ze bedzie Ci sie dobrze tu mieszkać, podał rękę - narazie piękna istoto
- cz..eść.. - wydukałam lekko. i zrobiłam sie czerwona.. nie lubiłam komplementów.
nagle zza drzwi wyłoniła się Klara idąca w moją stronę, podśpiewując jednocześnie..
- dużo masz jeszcze tych walizek?
 - najn. tylko 3 :)
uśmiechęea się, i wzięła 2, jedna małą, drugą większa, a ja ta pozostała i zniknełysmy za drzwiami.
postanowiłam rozpakować się jutro, dzisiaj już nie miałam siły.. oddałam się lenistwu z współlokatorkami. Objadałyśmy się słodkościami, chipsami, popijałyśmy przepyszne wino i oglądałyśmy komedię romantyczna. Tak się złożyło, że żadna z nas nie ma swojej drugiej polównki,wiec oglądałyśmy ze smutkiem film, wyobrażająć sobie swój własny ideał... wybiła 12. wiec udałyśmy się spać..  nie mogłam zasnąć, wierciłam się i cały czas w głowie miałam tego przystojnego sąsiada...







-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

cóż rodział pierwszy za nami. mam nadzieję, ze chociaż troszkę przypadną Wam do gustu moje wypociny ;)
jeśli ktoś przeczytał prosze o zostawienie pozytywnego, badź negatywnego komentarza, każde się liczą.
A teraz życzę Wam udanego weekendu! 3majcię się!

Pozdrawiam Pola :)

2 komentarze:

  1. Ciekawie się zapowiada :) Kiedy następny? J€ż nie mogę się doczekać :)

    Pozdrawiam, no_princess :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział i blog ;)
    Zapraszam w wolnej chwili do siebie na nowy rozdział http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/2013/02/16/rozdzial-25-kazdy-jest-kowalem-wlasnego-losu/

    OdpowiedzUsuń